sobota, 11 sierpnia 2012

HATERS

Ściana, bariera

 

Trzech chłopców
Stanęło w rzędzie przede mną trzech chłopców... chłopców, których wszyscy wujkowie z fikuśnymi wąsami i ciocie, które w wielkim biegu podczas rodzinnych obiadów przygotowują starowiejskie potrawy nazywają mężczyznami, aby ujrzeć na ich twarzach choć ślad po rumieńcu. Duma ojców, oczka w głowie matek, niektórzy piegowaci, z kilkoma jasnymi włoskami pod różowym nosem, z pozostałościami deseru w kącikach ust. Myślę, że wiek ich krążył wokół pechowej liczby, gdyż musieli patrzeć w górę, by złapać ze mną chociaż kontakt wzrokowy. Pierwszy z nich od lewej strony był typowym rudzielcem. Szkolny urwis, który jeszcze niedawno ciągnął dziewczyny za włosy, a kolegom przyklejał karteczki na plecy, podśmiewając się piskliwym głosem. Obok niego stało bodajże dwóch braci. Byli niemal identyczni, lecz różnił ich wiek o jakieś 2-3 lata. Starszy na pewno musiał opiekować się młodszym, bo właśnie ten młodszy podszedł z niechętnym krokiem w moją stronę, gdyż wolałby spędzać czas grając w piłkę, niż chodzić jako nieświadomy pomagier brata. Sam jego brat był jak Sancho Pansa rudego chłopaka, którego zwać można rycerzem z La Manchy po jego głupkowatym wyrazie twarzy i braku chęci do okazania choć krzty pokory w sobie oraz zrozumiałości. Starszy był wysokim brunetem, dość chudym. Nosił okulary, lecz to pewnie nie poprzez wrodzoną wadę wzroku, ani pociąg do literatury. Owa technologia, która miała być prawą ręką człowieka, a przystawia mu pistolet do głowy, przyczyniła się do wady w jego oczach. O młodym nie wiele mogę powiedzieć, gdyż stał bokiem wpatrzony w ziemię, niechętnie mieszając się w ową sytuację - sytuację, w której nie wiedziałem, jaką chciałbym grać rolę.


W pędzie rozwoju sytuacji nie zdążyłem wyjaśnić Wam okoliczności owego zajścia, otóż tak...
 Z przyczyn różnych, dwoje nieznanych mi ludzi ma ze sobą potyczkę, nie będę Wam wyjaśniał kto, gdzie, jak i kiedy, bo można wpisać tu każdą postać, a chciałbym pokazać Wam obraz uniwersalny. Mogę jedynie powiedzieć, że jeden z nich był dość prostym człowiekiem, który dopiero zdobywał autorytety i ideały, jako zwykła, normalna, młoda osoba. Drugi z nich był już dość doświadczonym człowiekiem i mówcą. Piszę powyższe słowo pogrubioną czcionką oraz w kursywie, bo chcę zaznaczyć, że nie można być doświadczonym mówcą, jeżeli nie będziesz doświadczonym człowiekiem, bo o czym ma mówić osoba, która nie przeżyła nic? O tym, że jej ulubiony serial w telewizji zbliża się do końca, a świeży powiew codzienności zalatuje rutyną? Moim faworytem stałaby się osoba, po której bezproblemowo mogę powiedzieć, że jest oczytana, a jej argumentów w owej kłótni sam użyłbym na jej miejscu. Komentarz mój popiera kilka dobrych faktów, ponieważ owa myśl danej osoby spełnia moje oczekiwania wobec zrozumiałości oraz utożsamiam się z nią. Owa ocena jest oparta o przemyślenia i nie jest subiektywną opinią, więc wiadome jest nam wtedy, że komentarze słowne, jak i pisemne to nie jest ślepa ocena.

Myślę, więc mówię...
Każdy z nas lubi wyrażać swoją opinię, a więc przytoczmy do naszego uniwersalnego obrazu przykład, że owa opinia jest w stu procentach obiektywna. Opinia natrafia na uszy tysiąca osób, niestety często obiektywność może być tak ostra dla niektórych uszu, że robi w nich nawet punk'owe tunele. Tym razem trafiło na trzech chłopców, o których mówiłem na początku moich zapisków. Mają worek autorytetów, który jest raczej pusty, więc trafia do nich często prostsza treść i prostszy przekaz. Młodej osoby często nie interesuje to, co się dzieje wokół niej, jest zapatrzona tylko w swój własny, mały, prosty i wizualny świat. Lepiej byłoby, gdyby zamiast nadużywać swojej anonimowości, oraz zamiast rozprzestrzeniać swoją agresję, zaczęli szukać z kolegami lupy, by skierować ją nad mrowisko, lub szukać kodu, jak Langdon, lecz do osiedlowych domofonów. Często na ich twarzy wypisane jest w nieskromny sposób "I'm gonna teach you", bo chcą być jak lew ze złotych myśli Napoleona, który kieruje stadem baranów. Nieprzypadkowo napisałem słowa powyżej w języku angielskim, bo owa przypadłość ksenofobii, ew. podniosłość własnego mniemania jest międzynarodową chorobą.

Don Kichote zmienia swoje miejsce
Trzech wielkich duchem, z jeszcze większym ego zaczęło swoją przemowę. Sztuka skutecznego przemawiania jest u nich jeszcze na dość niskim poziomie, więc ich wulgaryzmy nie padną raz na siedem tomów, jak u Proust'a. W niektórych przypadkach obelgi stanowią także funkcje interpunkcyjne dla przedstawionego komentarza. Nie wiedzą kim jestem, co mam w kieszeni, czy mogą sami sobie zrobić tymi obelgami krzywdę. (Może poprzez moją pomoc?) Najczęściej takie spotkanie skończyłoby się podbitym okiem i smakiem krwi pomiędzy zębami w większości przypadków dla owych osób, lecz internet jest taką barierą, która w dotąd mi nieznany sposób daje coraz większe poczucie anonimowości, coraz większą siłę, lecz zabiera coraz więcej rozumu, bo gdy już podejmiemy taką 'walkę', to my stajemy się Don Kichotami, a oni wiatrakami, z którymi walka staje się bezcelowa. Często nawet rodzice nie umieją udowodnić takim dzieciom co jest złe, a co dobre. I co wtedy...? Odpuść, przyzwyczaj się... Jutro znów na Twojej drodze stanie troje bezkompromisowych, głodnych, jak rekin na krople krwi dzieci, które spróbują Ci udowodnić coś, lecz same niewiedzą co. Najlepiej omijać takich ludzi, bo jedyne, co można wbić im do głowy to ołów z karabinu, lepiej zająć się sobą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz