niedziela, 12 sierpnia 2012

Gotuj z Karolem

 KUCHNIA POLSKA

...


Jakiej pogody można spodziewać się w letni dzień, na początku tygodnia? Chciałoby się powrócić do wakacyjnych chwil, gdy na plaży ziarenka koloru słonecznego parzyły stopy, ale nie chciało się założyć butów, bo znaleźć w nich można było potem część pustyni Gobi, a na piętach garby wielbłąda, w języku dermatologii zwane odciskami. Codziennością były serwowane w dużych ilościach, za małą cenę lody różnorodnych smaków, oraz gofry ociekające bitą śmietaną ze sklepów, które mają zwierzę w nazwie. Stało takich budek z 5 pod pensjonatem i z 20 obok wejścia na plażę. Kluby karaoke, do których w swoim mieście bałbyś się zajrzeć, by nie zostać zauważonym przez swoich stricle imprezowych znajomych... Chciałoby się powrócić jeszcze bardziej, gdy ze sztucznym uśmiechem we własnym teleodbiorniku widzi się pogodynkę w okolicach dwudziestki, może dwudziestkipiątki, która pokazuje swoją wypielęgnowaną dłonią przez manikiurzystkę na dość spory ekran z mapą Polski, wskazując przy tym palcem na Twoją miejscowość i jej okolice i uświadamiając, że jutro pogoda dopisze w tym regionie!

Następnego dnia chciałoby się rzec so beautiful day it will be, lecz za oknem szaro, jak na zdjęciach ślubnych dziadków, no kurwa! Kropel deszczu tyle, że ciężko zauważyć boisko, na którym zazwyczaj grają osiedlowi posiadacze bazarkowych ortalionów z trzema paskami (czasem czterema, jeden w gratisie), lub świeżutcy ojcowie z ich pociechami, udający przy tym trud włożony w złapanie piłki, która została ledwo tknięta przez dwucalową stopę Piotrusia, czy Krzysia... Ogrom kropli. Więcej niż łez wylanych przez Roberto i Hermenegildę w porannych telenowelach Programu Pierwszego. I co w taki dzień chciałoby się robić? Po prostu zamknę się w kuchni i przygotuję coś na obiad, coś tak mało unikalnego, że nawet kubki smakowe zrobiły się przez ten ciągle powtarzany smak dziurawe... a może to sama potrawa straciła smak?

Danie dnia, połączenie staropolskiej tradycji i nowoczesnego flavor'u. Potrzeba nam będzie jednak dość dużo składników, by otrzymać oryginalny posmak tego specjału. O to najważniejsze:

  •  100g chamstwa. Najlepiej surowe. Polecam szukać w miejscach publicznych, jak kolejki w sklepach, często pomiędzy dziurawymi ulicami, a trawnikiem z tabliczką "Szanuj zieleń", który wygląda, jakby Wielka Stopa tańczyła na nim pogo, a psy sąsiadek zrobiły na nim poligon. Owy element kulinarnego dzieła często unosi się w stanie gazowym, w okolicach głów. Często też nie trzeba długo na niego polować, lecz jeżeli chcecie przyśpieszyć poszukiwania to polecam zwyczajnie spojrzeć się na osobę, która wygląda, jakby urwała się z podmiejskich remiz lub, jakby uprawiała jogging (strój sportowy!). Chamstwo szybko wchłania się w uszy, więc gdy uzbiera się już owe 100g należy zatkać je, by nie naleciało za dużo (potrawa nie traci wtedy swojego nowoczesnego smaku, lecz nabiera bardziej wiejskiego klimatu.... nie mylić z folklorem!).
  • 60g lenistwa. Znaleźć je można w każdym, więc nie będę rozpisywał się na temat lokalizacji danego składniku. Po prostu odmów sobie wykonania porządków domowych lub zadań ustalonych wcześniej, uzbierasz wtedy wystarczająco.
  • 35g wyniosłości. Z tym już nie będzie tak łatwo, jak z pierwszym i drugim składnikiem, lecz nie tak trudno je znaleźć: Najwięcej jest go u Twoich konkurentów. Z tego źródła aż powiewa świeżością. Polecam udać się po niego zanim zdobędzie się pierwszy element tego dania (chamstwo), bo również wiele można go zdobyć u tej samej osoby.
  • 20g fanatyzmu religijnego. Proste. Udaj się pod dawny dom "Męża Stanu, najdzielniejszego, najodważniejszego oraz najbardziej pożytecznego prezydenta IV Rzeczypospolitej, prawą rękę Polski, wielki autorytet przyszłych pokoleń". (Aktualnie mieszka w nim "zdrajca narodu, komuch, faszysta i analfabeta"). Znajdziesz pod nim miejsce kultu około dwudziestu osób, w większości w podeszłym wieku. Rozpoznasz ich po wypowiadanych słowach (zacytowałem niektóre z nich powyżej). Do zebrania tego składniku polecam zachować całkowity spokój oraz udawać zwykłą szprotkę w stadzie, bo po choć drobnym zirytowaniu źródła naszej kulinarnej układanki, owe miejsce kultu zamienia się w ławicę piranii.
  • 60-70g zazdrości. Tu też nie będzie problemu. Załóż uśmiech na twarz, i przejdź się po ulicach swojego miasta, gdzie ludzie ze zmęczeniem i nieszczęściem w oczach wracają ze słabo płatnej pracy lub zrób coś dobrze i pokaż swoje dzieło publice. Jest wiele sposobów, lecz dla kobiet w kuchni mam specjalny sposób! Kup ostatnią sukienkę na wyprzedaży w centrum handlowym, załóż ją i stań następnego dnia pod tym samym sklepem. Zazdrość, która aż wylewa się z oczu wychodzących stamtąd Pań, które zostały za późno poinformowane o końcówce kolekcji przez koleżanki z pracy można łapać garściami.
  • 10g zawiści. Polecam zdobyć w podobny sposób, jak ten powyżej, bo jest to składnik o tym samym pochodzeniu.
Dla otrzymania gorzkiego smaku trzeba dorzucić kilka przypraw, jak brak tolerancji, ksenofobię, złodziejstwo i kłamstwo.
Aby serwować na słodko polecam dodać solidarność i przyjaźń.
Istnieje również opcja kwaśnego posmaku, lecz trzeba dodać parę skarpet i sandałów.
Wszystko włożyć do pięciolitrowego gara i porządnie wymieszać.

Voilà, mes amis! Otrzymaliśmy danie zwane Polskością - tradycja smaku już od wielu lat. Najczęściej podawane na gorzko po uprzednim ochłodzeniu.

Buon Appetito!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz